Uzależnienie od uczenia się – sygnał do zmian w systemie edukacji

dr Paweł Atroszko, Tadeusz Pulcyn

U dzieci pracoholików występuje wyższe ryzyko uzależnienia od uczenia się, a w dorosłym życiu od pracy – mówi dr Paweł ATROSZKO – doktor nauk społecznych w dziedzinie psychologii,adiunkt na Uniwersytecie Gdańskim w Zakładzie Psychometrii i Statystyki w Instytucie Psychologii, kierownik międzynarodowych i krajowych projektów badawczych z obszaru uzależnień behawioralnych – rozmawiał Tadeusz Pulcyn.w rozmowie z Tadeuszem PULCYNEM.

 

Tadeusz Pulcyn: Sporo wiemy już o pracoholizmie, a prawie nic o uzależnianiu się od uczenia. Tymczasem – jak dowiaduję się z Pana wypowiedzi publikowanych m.in. w internecie – istnieje związek między tymi zaburzeniami.

Paweł Atroszko: Uzależnienie od pracy jest – zgodnie z aktualnymi badaniami – jednym z najczęściej występujących (w Polsce może dotyczyć nawet około 10-15% społeczeństwa); pojawia się częściej niż np. uzależnienie od gier komputerowych, portali społecznościowych czy pornografii. I jeżeli chcemy zaadresować ten problem, to ze względu na jego powszechność powinniśmy to zrobić na poziomie populacyjnym. Najlepiej jak najwcześniej, gdyż wiemy, że uzależnienia zaczynają się rozwijać w okresie adolescencji i wczesnej dorosłości. Czyli powinniśmy kierować nasze działania już do uczniów i studentów, którzy uzależniają się od uczenia się, gdyż ono objawia się bardzo podobnie do uzależnienia od pracy i – według najnowszych badań – występuje tak samoczęsto. I w porównaniu z uzależnieniem np. od gier komputerowych jest o wiele groźniejsze z punktu widzenia epidemiologicznego. U młodych ludzi (licealiści, studenci) uzależnionych od uczenia się występuje dwa do trzech razy większe ryzyko depresji, cierpią oni na chroniczny stres, mają objawy zaburzeń lękowych, doświadczają osamotnienia i problemów ze zdrowiem fizycznym, takich jak: zaburzenia przewodu pokarmowego, bóle głowy, mięśni, zaburzenia snu. A do tego – jak wskazują polskie i międzynarodowe badania zrealizowane we współpracy z ekspertami z Norwegii i Wielkiej Brytanii – uzyskują gorsze oceny. To, że radzą sobie z nauką gorzej niż by mogli, nie powinno nikogo dziwić, gdyż są pod wpływem długotrwałego stresu, często bywają przemęczeni i uczą się, doświadczając licznych problemów emocjonalnych i fizycznych, a także są narażeni na silny, nierzadko obezwładniający lęk w sytuacjach egzaminacyjnych. Dodatkowo wiemy, że są to osoby, które mają skłonność do dysfunkcjonalnego perfekcjonizmu, który przekłada się na nieefektywne strategie uczenia się, zwłaszcza koncentrację na nieistotnych szczegółach i próbach unikania błędów za wszelką cenę.

Całkowita koncentracja na czynnościach o charakterze pracy i bezkompromisowe podporządkowanie im życia skutkuje rozwojem przymusu wykonywania tych czynności. Brak innych źródeł potwierdzenia wartości własnej osoby i ciągły lęk przed porażką w działaniach z czasem sprawiają, że młodzi ludzie nie potrafią oderwać się od nauki i czerpać przyjemności z innych obszarów życia. Zjawisko to jest wysoce spójne z modelem uzależnienia behawioralnego i jest konceptualizowane jako uzależnienie od pracy, którego wczesną formą jest: uzależnienie od uczenia się. U podłoża tego, o czym dotychczas mówiłem, często leży zakorzenione i stopniowo coraz bardziej wzmacniane przekonanie, że jedyny sposób, żeby uzyskać miłość i szacunek innych ludzi, w tym najbliższych, trzeba odnosić sukcesy w nauce i nigdy nie popełniać błędów.

Co bardzo ważne – dziś młodzi ludzie doświadczają poważnych trudności w funkcjonowaniu społecznym, nierzadko cierpią na lęk społeczny i samotność. Całkowite skupienie na produktywności z czasem pogłębia ich problemy; wynikać one mogą ze złudnego przeświadczenia, że sukces w nauce, a potem w pracy automatycznie rozwiąże wszystkie życiowe bolączki. A wiemy, że satysfakcjonujące relacje z ludźmi, w tym intymne, wymagają innego zestawu kompetencji niż uzyskiwanie dobrych ocen czy wspinanie się po szczeblach kariery zawodowej. A kompetencje te muszą być równie sumiennie rozwijane jak nauka algebry czy pisania rozprawek. Co więcej, ich rozwój musi być systematycznie wspierany przez system szkolnictwa.

Zatem, od kiedy należy podejmować prewencję uzależnienia od uczenia się?
Od najmłodszych lat. Kogoś uzależnionego przez 10-20 lat będzie trudno terapeutyzować. Dlatego trzeba identyfikować problem najszybciej jak to możliwe. Obecnie na Uniwersytecie Gdańskim tworzymy pionierski program wsparcia, w ramach którego w pierwszej kolejności docieramy do osób zagrożonych uzależnieniem od uczenia się, prowadzimy z nimi pogłębione rozmowy kliniczne. Z badaniami docieramy do szkół i wyższych uczelni. Uczniowie i studenci wypełniają ankiety i na podstawie ich wypowiedzi oceniamy ryzyko ich uzależnienia. Oceniamy, jak duże są ich problemy. Możemy wtedy odpowiednio reagować; proponować psychoedukację lub już terapię. Przede wszystkim zaś chcemy identyfikować, co powoduje uzależnienie, co sprawia, że młodzi ludzie uzależniają się od uczenia się. Szkoła spełnia w ich życiu kluczową rolę. Tymczasem nasz system edukacji bazuje na standaryzowanych testach i liczeniu zdobytych punktów, co powoduje ciągły lęk przed negatywną oceną i opinią nauczycieli i pedagogów.

Głównym problemem jest to, że uczniowie i studenci nie są uczeni radzenia sobie z emocjami, rozumienia swoich emocji. A wiemy, że każde kompulsywne działanie to dysregulacja systemu emocjonalnego; ludzie próbują używać czegoś, zachowywać się w jakiś sposób, aby lepiej radzić sobie z emocjami. Jeśli dzieci i młodzież nie zrozumieją swoich emocji, a nikt nie powie im, jak mają sobie z nimi radzić – będziemy mieli coraz więcej ucieczek młodych ludzi w uzależnienia albo od substancji psychoaktywnych, albo od zachowań i czynności, a co za tym idzie – drastyczne ich cofanie się w osobistym rozwoju. Nawiązanie satysfakcjonujących przyjaźni jest jednym z kluczowych wyzwań rozwojowych młodych ludzi.
A sposób, w jaki zorganizowane jest nauczanie w szkołach, sam w sobie stanowi nierzadko barierę w nawiązywaniu relacji poprzez  nadmierne przeciążanie uczniów zadaniami – przez co niewiele czasu i zasobów umysłowych zostaje, aby rozwijać się społecznie i emocjonalnie.

Chce Pan powiedzieć, że obecny system edukacyjny jest wadliwy?
Pod koniec 2021 roku wspólnie z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów i Krajową Reprezentacją Doktorantów – największymi w Polsce organizacjami studenckimi i doktoranckimi – i Kołem Badań Psychologicznych „Experior”, którego jestem opiekunem, zorganizowaliśmy w Warszawie Ogólnopolską Konferencję Zdrowia Psychicznego „Zdrowie w twojej głowie”, która była transmitowana w mediach społecznościowych, tak aby każdy mógł śledzić jej przebieg. Jej celem było poznanie opinii wybitnych specjalistów w Polsce, reprezentujących różne dyscypliny, na temat pogłębiających się problemów zdrowia psychicznego najmłodszych pokoleń w naszym kraju. Celem konferencji było też nawiązanie dialogu między dyscyplinami i pokoleniami m.in. poprzez debatę ekspercką(1) i zastanowienie się nad potencjalnymi rozwiązaniami.

Jednym z najważniejszych wniosków z tego spotkania jest to, że problemy zdrowia psychicznego młodych Polaków pogłębiają się i system edukacji, od szkoły podstawowej po studia na wyższych uczelniach, nie tylko nie wychodzi naprzeciw tym problemom, ale w istotny sposób przyczynia się do ich pogłębiania. Eksperci reprezentujący tak różne dziedziny nie mieli co do tego wątpliwości. Innymi słowy – wszyscy wiemy, że z systemem edukacji jest bardzo źle. Wydaje się, że brakuje jakiegoś szczególnego bodźca, żeby zacząć realnie coś z tym robić.

W tym kontekście moja praca naukowa koncentruje się na specyficznej obserwacji – wnioskuję, że uzależnienie od pracy jest wykwitem naszego systemu edukacji. Systemu, który nie działa nie tylko w grupie osób z problemami w uczeniu się (w żaden sposób ich nie wspiera), ale także szkodzi osobom najbardziej zmotywowanym, żeby się uczyć; osobom, które chcą i robią wszystko, żeby odnieść sukces w tym systemie. Sposób, w jaki ten system jest zorganizowany sprawia, że te osoby zamiast rozwijać się wszechstronnie, rozwijają w sobie kompulsję uczenia się.

Z badań, które przeprowadziliśmy wśród uczniów szkół średnich wynika, że jeśli weźmiemy pod uwagę 5% licealistów najbardziej zaangażowanych w naukę, dla których uczenie się jest bardzo ważne, to połowa z nich będzie uzależniona od uczenia się, a to oznacza m.in., że będą mieli pięć razy częściej depresję niż ci, którzy są nieuzależnieni, a też bardzo zaangażowani. I jak pomyślimy z tej perspektywy – to jest porażka systemu edukacji. Ludzi, którzy powinni tworzyć elitę intelektualną, grupę ekspertów i osób rozwijających się – zamieniamy w osoby z depresją, lękiem, chronicznym stresem, które szybko się wypalają. A objawy wypalania się związane z uczeniem się obserwujemy już w liceum. Istnieją liczne przypadki osób, które po skończeniu studiów są już głęboko wyczerpane, często mają kliniczne objawy depresji i zaburzeń lękowych, nierzadko chroniczne problemy zdrowia fizycznego związane z doświadczaniem  długotrwałegostresu. To oznacza, że osoby te wchodzą na rynek pracy, praktycznie nie mając zasobów, żeby skutecznie sobie na nim poradzić i być wartościowym pracownikiem.

Co więc robić, żeby kapitał intelektualny młodych ludzi nie przepadł? Zacząć od zmiany w funkcjonowaniu szkół?
Szkoła powinna uczyć i wychowywać. Powinna przygotowywać do funkcjonowania w społeczeństwie. Dziś szkoła nie pełni funkcji wychowawczych, nie przygotowuje młodych ludzi do bycia odpowiedzialnym, dorosłym obywatelem. Natomiast jeśli chodzi o edukację, to zdrowy rozwój dziecka zakłada nie tylko rozwój intelektualny, ale także emocjonalny i społeczny. W naszym systemie edukacji nie ma nic, co pomogłoby młodym ludziom rozumieć swoje potrzeby emocjonalne. Widać to gołym okiem, bo dziś mamy do czynienia z epidemią uzależnień behawioralnych wśród najmłodszych, oprócz uzależnienia od uczenia się, które występuje najpowszechniej. Bardzo często mamy do czynienia z uzależnieniami od portali społecznościowych, gier komputerowych, telefonu i innych nowoczesnych technologii. Wszystkie one świadczą o braku samoregulacji emocjonalnej.

A społeczny rozwój? Wiemy, że funkcjonowanie społeczne jest fundamentem dobrostanu człowieka – jego zdrowia fizycznego i psychicznego. Jeśli młodzi ludzie nie są poprawnie socjalizowani, jeśli nie rozwijają swoich kompetencji społecznych – będą wyizolowani społecznie, co będzie generować ich życiowe problemy. Tymczasem w naszym systemie edukacji nie istnieją programy rozwoju kompetencji społecznych. Młodych ludzi nie uczy się utrzymywać zdrowych relacji, m.in. z rówieśnikami, nie wspiera się realnie rozwoju wartości prospołecznych. Za to skutecznie promuje się rywalizację, zawiść, zazdrość, które uruchamiają zjawisko znęcania się (bullying) nad rówieśnikami i wszechobecne problemy z samooceną. Ta kultura wartości, które promujemy, generuje bullying nie tylko nad osobami, które nie radzą sobie z nauką, ale również nad tak zwanymi „kujonami”, czyli osobami, które osiągają w tym zakresie sukcesy. Nie ma kultury współpracy, wspierania się wzajemnego – system edukacji w żaden sposób tego nie nagradza. Rozwój fizyczny? Dane wykazują, że w ostatnich latach coraz mniej dzieci uczestniczy w zajęciach wychowania fizycznego. A samoocena młodego człowieka w dużej części jest budowana na jego rozwoju fizycznym. Dziś wiele dzieci nie potrafi sobie poradzić z prostymi wyzwaniami natury fizycznej, co wpływa na ich niską samoocenę.

Słowem, w trzech obszarach – emocjonalnym, społecznym i fizycznym – prawie nic dobrego się nie dzieje. Jak ten stan poprawić? Wspierać działanie lokalnych społeczności troszczących się o siebie. A jedną z podstawowych społeczności jest społeczność szkolna. Dostosować system edukacji do realnych potrzeb młodzieży tak, aby przygotować ją do dorosłego życia, do rozumienia własnego umysłu i emocji, rozwinąć poczucie autonomii, sprawczości i zapewnić umiejętności społeczne umożliwiające poczucie bycia częścią większej społeczności, a tym samym rozwinąć w nich kompetencje do efektywnej i zdrowej pracy zawodowej.

Uczniowie, którzy po maturze przychodzą na studia często są obarczeni lękiem. To jest mój osobisty ból; coraz ciężej się z nimi pracuje, gdyż „boją się uczyć, żeby nie popełniać błędów”. Wynieśli ze szkoły nawyk wykonywania zadań testowych i przekonanie, że jest jedna
poprawna odpowiedź na zadany temat i trzeba ją znać, a jeśli nie – to dyskwalifikuje osobę egzaminowaną. Tymczasem uczenie się jest procesem, w którym jest miejsce na popełnianie błędów. System edukacji powinien być tak stworzony, aby asystować młodym ludziom w procesie uczenia się, pomagać im przez ten proces przechodzić, wspierać. Szkoła tego nie robi. Zamiast uczyć, w jaki sposób się uczyć, jak poprawiać błędy, jakie wnioski z nich wyciągać, koncentruje się na wąskim obszarze, aby uzyskać „sukces edukacyjny”.

Jak to rozumieć?
Sukcesem jest – według ustalonych odgórnie norm – gdy odpowiesz poprawnie na zadane pytania (często abstrakcyjne). Niejako „tresuje się” młodych ludzi do tego, aby się dopasowywali w odpowiadanie na takie pytania, co sprawia, że nie rozwijają realnych kompetencji intelektualnych, takich jak: krytyczne myślenie, umiejętność zgłaszania wątpliwości dotyczących zadawanych pytań, umiejętności samodzielnego rozwiązywania problemów. Są pytania dotyczące konkretnych zagadnień, które mają jedną odpowiedź (np.: w którym wieku żył Mozart?), ale na większość życiowych problemów nie ma jednej odpowiedzi, to są problemy dywergencyjne, które mają wiele różnych rozwiązań i powinniśmy umieć ich szukać i je oceniać. Tego się dzieci i młodzieży w tym systemie edukacyjnym nie uczy. Jeżeli ustawicznie sprawdzamy ich wiedzę tylko na podstawie testów, jeśli ignorujemy ich rozwój emocjonalny i społeczny – to stwarzamy im idealne warunki, aby uzależniały się m.in. od uczenia się, a następnie od pracy. I uzależniają się!

Wówczas trzeba je wesprzeć psychiczne? Posłać na psychoterapię?
Tak. W tym miejscu podkreślę, że polska służba zdrowia, w tym psychiatria, na chwilę obecną nie ma możliwości efektywnej pomocy znacznej części (jeśli nie większości) osób jej potrzebujących. Jeśli chodzi o zdrowie psychiczne, to od około dziesięciu lat mamy do czynienia z tak zwanym „kryzysem psychiatrii”, zwłaszcza dziecięcej. Dlatego jest potrzeba populacyjnej prewencji. Natomiast, jeśli chodzi o uzależnienie od pracy, to – podobnie jak w innych uzależnieniach – możemy zastosować oddziaływania psychoterapeutyczne, na przykład oparte na podejściu poznawczo-behawioralnym; wtedy pracuje się nad nieracjonalnymi przekonaniami, modyfikacją zachowań, wypracowaniem lepszych schematów nauki czy pracy. Są grupy Anonimowych Pracoholików, które funkcjonują w Polsce i na całym świecie.

Inną formą oddziaływania jest dialog motywujący, który nierzadko poprzedza terapię; ma dobrze udokumentowaną skuteczność w terapii uzależnień. Wysoce obiecujący jest też trening uważności, pomagający w radzeniu sobie ze stresem, wspomagający rozumienie, jak działa
umysł i wykorzystanie tego do samoregulacji emocji i zachowania. Podobne oddziaływania mogą być skuteczne w odniesieniu do uzależnienia od uczenia się. Konieczne są natomiast systematyczne badania w tym obszarze, aby lepiej zrozumieć, jak najskuteczniej wspierać młodych ludzi.

Puenta badacza wspomnianych uzależnień behawioralnych?
Coraz częściej w postrzeganiu społecznym praca jest najważniejsza, a sukces z nią związany jest gloryfikowany (mniej ważne są fundamentalne wartości). A to jest czynnik uzależnienia od nauki czy pracy, z którym „ludzie sukcesu” coraz częściej – jak wynika z badań – sobie nie radzą. Pogoń za sukcesem to nierzadko skutek dramatycznych prób uniknięcia całkowitej życiowej porażki – czy to w szkole (w postaci  niezdanych egzaminów), czy w pracy (w postaci braku utrzymania zatrudnienia).

Badania polskie sugerują, że dzieci osób uzależnionych od pracy funkcjonują psychicznie gorzej niż dzieci osób uzależnionych od alkoholu czy dzieci z rozbitych rodzin. W tym kontekście kluczowe są relacje w rodzinie, w tym problemy w relacji z rodzicami, takie jak uczucie emocjonalnego odtrącenia przez nich, konflikty z nimi, alkoholizm matki lub ojca. Są one wymieniane jako jedne z najważniejszych przyczyn podejmowania prób samobójczych przez nastolatków oraz doświadczanych przez nich problemów psychicznych. Przepracowanie, depresja i lęk, nadużywanie alkoholu, śmierć wskutek powikłań zdrowotnych, a także wypalenie zawodowe związane z uzależnieniem od pracy, warunkowe zainteresowanie dziećmi wśród pracoholików (m.in. koncentracja na osiągnięciach
dzieci, wysokie wymagania wobec nich) czy po prostu ograniczony kontakt wskutek długich godzin spędzanych w pracy – to tylko niektóre z czynników, które mogą wpływać na złą relację rodzica (uzależnionego od pracy) z dzieckiem.

Dzieci pracoholików mają wyższe ryzyko uzależnienia od uczenia się, a w dorosłym życiu od pracy.

 

(1) Przebieg debaty można obejrzeć na kanale You Tube Koła „Experior” https://www.youtube.com/watch?v=QOEjHwluypM&t=1264s).

Artykuł pochodzi z numeru 4/349/2022 "Świat Problemów"